Rozdział II
- Mówię ci, Amela była wniebowzięta. A skoro wyjeżdża, jej
pokój będzie wolny.. – słyszałam Maksa, gorączkowo rozmawiającego z kimś przez
telefon.
- Jak to co z tego? Będziesz mogła wpadać kiedy chcesz – no tak,
po tych słowach już wiedziałam z kim rozmawia. Edyta. To przyjaciółka Maksa,
znają się praktycznie od przedszkola, mama mówi na nich „papużki nierozłączki”
bo wszystko co robią – robią razem. Maks od zawsze miał do niej słabość, i ja i
rodzice dobrze o tym wiedzieliśmy, ale ona spotykała się z kolesiem który moim
zdaniem wcale do niej nie pasował. Był całkowicie zadufany w sobie i tak
dziany, że co tydzień kupował nowy telefon. Potrafił olać Edzię na rzecz jakieś
imprezki z kumplami a potem przekupić ją wypadem do kina, mówiąc jej po drodze
jak to bardzo jest mu przykro i jak straszliwie ją kocha. Edzia tego nie kupowała,
nie była typem dziewczyny którą pociągała kasa, to w niej lubiłam. Ale myślę że
podświadomie kochała tego kretyna i dlatego wszystko uchodziło mu płazem.
Na paluszkach i cichutko jak myszka zakradłam się do Maksa a
gdy ten oddalił na sekundę telefon od ucha, wyrwałam mu go z ręki i wskoczyłam
na fotel obok telewizora.
- Ej siostra, co ty wyprawiasz?! – krzyknął wkurzony, ale ja
za nic w świecie nie zamierzałam oddawać mu telefonu.
- Edyta? No cześć, chciałam tylko powiedzieć że właśnie dostałaś
błogosławieństwo jeśli chodzi o nocowanie w moim pokoju – Maks popatrzył na
mnie i kiwnął delikatnie głową w geście podziękowania.
Chciałam żeby w końcu byli razem. Co prawda Maks nie zwierza
mi się ze swoich podbojów miłosnych, ale wiem jak bardzo stara się o względy
Edyty, jednocześnie zostając przyjacielem, bo przecież ona jest zajęta. Miałam
nadzieję że moje przyzwolenie przekona Edzię, że to nocowanie nie jest tylko
głupim wymysłem Maksa, ale sprawą dokładnie między nami ustalona. Chociaż nie
do końca tak było.
- No poza tym, jesteś jedyną osobom której ufam i jestem w
stanie oddać pod opiekę moje plakaty – dodałam i usłyszałam śmiech Edyty w
słuchawce telefonu.
- Spokojnie, przy mnie Zayn, Louis, Harry, Liam i Louis będą
bezpieczni jak nigdzie indziej! – powiedziała, wymieniając ich imiona jednym
tchem. Też lubiła One Direction, może nie do końca tak obsesyjnie jak ja, ale
mogłam spokojnie sprzedać jej wszystkie fakty z ich życia a ona, w
przeciwieństwie do reszty rodziny { no może nie licząc mamy ;) } była nimi
zaciekawiona. W pewnym sensie byłyśmy przyjaciółkami. Hmm, z kim ja będę
plotkować przez następne dwa miesiące?
- Dałabyś już spokój z tym One Direction, nikt nie chce o nich
słuchać – burknął Maks, który zaczął się już denerwować że odbieram mu możliwość
przeprowadzenia dłuższej rozmowy z Edytą.
- Cicho bądź, ona kocha ich bardziej niż ciebie –
skwitowałam, słysząc zabawny rechot w słuchawce.
- Baaardzo śmieszne – Maks przewrócił oczami.
- Może wpadnę i pomogę ci się spakować? – zaproponowała Edyta.
– No wiesz, chciałabym coś dla ciebie zrobić jeszcze przed twoim wyjazdem.
Ostatnio przez tą moją nową pracę trochę cię zaniedbałam, strasznie dawno się
nie widziałyśmy.
- Coś zrobić? – zaciekawiłam się. – A co konkretniej mogłabyś
zrobić?
- Wszystko czego tylko zapragniesz! – zawołała rozbawiona.
Spojrzałam podejrzliwie na brata a sekundę później na mojej
twarzy zagościł ogromny banan. Naprawdę, moje i tak już duże usta z radości prawie
dotknęły uszu. Maks rzucił mi niezrozumiałe spojrzenie.
- W takim razie idź z Maksem do tej nowej restauracji którą
otwarli w zeszły czwartek. Wiesz, tej na rogu Grodzkiej! – wypaliłam.
- Ale dzisiaj? – Edzia zaczęła się wykręcać. - No nie wiem,
miałam wieczorem wyskoczyć gdzieś z..
- Oh daj już spokój z tym frajerem – zawołałam, uprzedzając
jej odpowiedź, która z pewnością dotyczyła jej głąbowatego chłopaka - Zabierz Maksa jak najdalej ode mnie, bo
jeśli będzie mi dalej przeszkadzał to nigdy nie zdążę się spakować – skłamałam.
Maks spojrzał na mnie zdziwiony.
– Ale ja nie.. – zaczął, ale natychmiast zamilkł gdy
pokazałam mu żeby zamknął buzię. Boże, niby taki mądry a nie jest w stanie
zrozumieć że załatwiam mu randkę z ukochaną.
- No.. no dobra. Powiedz mu że będę u Was o 19 – w końcu
uległa.
- Super, to ja lecę ładować rzeczy do walizek! Bawcie się
dobrze i jeszcze raz dzięki – dodałam zadowolona, a Edyta odłożyła słuchawkę.
Uśmiechnięta wstałam i w geście zwycięstwa klasnęłam w
dłonie. Maks wciąż patrzył na mnie, jakby przez ostatnie parę minut wcale go tu
nie było. Co za kretyn..
- Zbieraj się, o 19 masz randkę z Edytą w tej nowej
restauracji – powiedziałam, wrzucając mu do rąk telefon.
Maks pospiesznie wstał, wziął mnie na ręce i zaczął
podrzucać. Naprawdę kretyn z niego. Ale nie powiem, cieszyłam się jego
szczęściem. Może jak wrócę z Londynu on i Edzia będą już parą? Chciałabym. Ale
kto ich tam wie! Przez ostatnie kilkanaście lat nie potrafili się zejść, więc
niby w dwa miesiące miałoby się im to udać? W każdym razie, trzeba wierzyć.
Cuda się przecież zdarzają, prawda?
- Dobra już dobra, wiem jestem cudowna, wspaniała, najlepsza
i nie mogłeś sobie wymarzyć lepszej siostry. A teraz pozwól że twoja królowa
zajmie się pakowaniem, bo naprawdę nie zdążę do niedzieli –powiedziała,
próbując wydostać się z uścisków tego głupka.
Maks kiwnął głową i rozanielony pobiegł do łazienki na
parterze. A ja rozpoczęłam poszukiwanie walizek.
***
Drzwi od stryszku strasznie skrzypiały, no ale co się dziwić
– wchodzimy na niego praktycznie tylko wtedy gdy są święta i trzeba znieść
sztuczną choinkę. Niewiarygodne jak te ogromne pająki przy suficie
zmobilizowały mnie do znalezienia walizek. Nie minęły trzy minuty a ja, cała
zakurzona i rozczochrana, z powrotem stałam w swoim pokoju z dwiema ogromnymi,
chociaż jeszcze pustymi bagażami.
- Jak ja nienawidzę się pakować – powiedziałam sama do
siebie i zaraz potem kichnęłam, bo kurz wleciał mi do nosa.
***
Pakowanie zajęło zdecydowanie więcej czasu niż się
spodziewałam. Nie wiedziałam nawet że mam tyle ubrań! No i znalazłam moją dawno zaginioną bluzkę z
Power Rangers { O tak, kiedyś kochałam tą bajkę. Ale może pomińmy fakt że dziś już
nic z niej nie pamiętam ;) }, o której zniknięcie obwiniałam mamę. Chyba trzeba
będzie ją przeprosić, oczywiście jeśli nie zapomnę.
Nawet nie wiem kiedy minęły te dwa ostanie dni. Ciągłe
sprawdzanie czy czegoś nie zapomniałam, dopakowywanie jakiś drobnostek,
wypakowywanie ubrań, chowanie domowych przysmaków dla cioci Nicole. W końcu nie
jadę na tydzień, ale na całe wakacje. Dwie, ogromne walizki stały już grzecznie
w moim pokoju. Całe szczęście że tata pomyślał o dokupieniu drugiego bagażu,
inaczej byłoby krucho z pomieszczeniem tych wszystkim manatków które
postanowiłam zabrać w małej walizce i torbie podręcznej.
Zegar wskazywał już grubo po jedenastej, a na osiedlu
zrobiło się na tyle cicho że mogłam usłyszeć wiatr poruszający liśćmi ogromnych
dębów, rosnących w alejce obok placu zabaw dla dzieciaków z sąsiedztwa. Chciałam
wyjść na dwór, popatrzyć na rozgwieżdżone niebo, zamknąć oczy, wsłuchać się w
pohukiwanie sów i odetchnąć tym swojskim powietrzem. Ostatni raz na dwa
miesiące. Wiem wiem, jestem cholernie ckliwa. Przecież cały czas gderałam wszystkim
jak bardzo rzygam już tą monotonią, jak bardzo chciałabym zmian. Ale kiedy wiem
że one w końcu nadejdą, i to w dodatku już jutro, czuję że jakaś część mnie chciałaby
żeby wszystko zostało po staremu. Tak, jestem piekielnie niezdecydowanym
człowiekiem.
Na kanapie w salonie siedziała mama. Oglądała prognozę pogody
na jutrzejszy dzień, żeby upewnić się czy
aby na pewno bezpiecznie dolecę do Londynu. Usiadłam koło niej i oparłam się o
jej ramię. Ona przytuliła mnie delikatnie i biorąc w ręce kosmyk moich
rozczochranych włosów, zaczęła się nim bawić.
- Dziękuję ci mamusiu – zaczęłam. – Dziękuję że pozwoliliście mi z tatą spełnić
moje marzenia. Chyba do końca życia nie odwdzięczę się wam za te wakacje.
Mamie łzy spłynęły po policzkach. Jest taka kochana. A do
tego tak łatwo się wzrusza. Ba, ona płacze nawet na reklamach. A co najgorsze,
ja też zaczynam przyłapywać się na tym że wzruszam się na każdej, chociażby tej
nawet straszliwie badziewnej, komedii romantycznej.
- Kochanie, w pełni na to zasłużyłaś – szepnęła i przytuliła
mnie jeszcze mocniej.
- Ale jak wyjadę to nie zapomnijcie że to ja jestem waszym najukochańszym
dzieckiem dobrze? – zapytałam rozbawiona, a mama zaczęła się śmiać.
- Spokojnie, Maks i tak nie ma warunków do objęcia
stanowiska cudownego dziecka – skwitowała, jednocześnie podśmiechując się pod
nosem.
Nagle spojrzała na mnie oczami wypełnionymi bezgraniczną
miłością i pocałowała mnie delikatnie w czółko, zupełnie jakbym była małą
dziewczynką. Kurcze, będzie mi jej brakowało przez te dwa miesiące. No bo kto będzie
wołał gdy w radiu puszczą One Direction? Kto będzie przypominał żeby zwijać skarpetki
do pary gdy wrzuca się je do kubła na pranie, żeby zapobiec zaginięciu jednej z
nich? No i przede wszystkim, kto mi będzie piekł drożdżówki? Wszyscy w rodzinie
wiedzą że ciocia Nicole o gotowaniu nie ma zielonego pojęcia. Chyba jakoś będę
musiała przeżyć te dwa miesiące na płatkach z mlekiem i jajecznicy.
- Dobra, dość tych ckliwości, teraz idź się myć i spać! Ale
już! – zawołała rozbawiona a gdy tylko wstałam klepnęła mnie w tyłek. „Czy ty się kobieto aby nie zapędzasz
troszeczkę?” – przemknęło mi przez myśl. Dobra, to kolejna uwaga którą zachowam
dla siebie.
Czas pogłówkować nad sensem życia pod prysznicem, a
następnie postarać się pójść spać jeszcze przed północą. O ile na noc przed rozpoczęciem
przygody życia w ogóle uda mi się zasnąć.
Rozdział nijaki, ale skoro wyjazd to i przygotowania :)
Dziękuję za wszystkie komentarze pod wcześniejszymi notkami, cieszę się że będziecie śledzić historię Amelii :*
~ barbeska.
Rozdział nijaki, ale skoro wyjazd to i przygotowania :)
Dziękuję za wszystkie komentarze pod wcześniejszymi notkami, cieszę się że będziecie śledzić historię Amelii :*
~ barbeska.